Trzy lata, właśnie tyle dane było niektórym z nas czekać na to wiekopomne wydarzenie. Bynajmniej nie chodzi tu o egzamin gimnazjalny czy maturę, ale o coś znacznie ważniejszego w życiu każdego ucznia. Wszak kulig nie zdarza się często. Tak więc, w pewien sobotni poranek, zaopatrzywszy się w sześć warstw ubrań i herbatę, ruszyliśmy w nieznane. Prawdę mówiąc, nie aż tak nieznane, bo przecież Roztocze zdarzyło nam się już kiedyś odwiedzić, ale mniejsza o to.
Nasze tegoroczne spotkanie rozpoczęliśmy od krótkiego spaceru dla zdrowia. Trzeba przyznać, że widoki nad rzeką zrobiły na nas ogromne wrażenie i nie chodzi tu tylko o przepływających obok kajakarzy – przyroda także nie budziła zastrzeżeń. Zmęczeni dziesięciominutowym marszem zrobiliśmy zdjęcia i poszliśmy posilić się, tradycyjną już, pieczoną kiełbasą. Po tym wczesnym, bo odbytym o jedenastej, obiedzie, przeszliśmy do właściwej części wycieczki. Kiedy emocje po zobaczeniu koni opadły, wsiedliśmy na sanie i rozpoczął się kulig. Co tu dużo mówić, zabawa była przednia i choć sanie księdza przyciągnęły tym razem nie salamandrę, a psa, wyjazd należy zaliczyć do udanych. Mamy nadzieję, że uda się nam powtórzyć kulig za rok, choć… może pójdziemy za ciosem? Przecież kajaki w styczniu też brzmią zachęcająco.