Dla części biskupiackiej społeczności ta historia zaczęła się na długo przed dwunastym czerwca. Ale to właśnie w piątek prowadzone od dawna pertraktacje przyniosły pozytywne skutki. Stało się – na nocną wyprawę wreszcie mogły jechać też dziewczyny. Ochocza, pełna entuzjazmu i już nie stricte ministrancka grupa wsiadła do autokaru i wyruszyła do Zwierzyńca. Tam w ruch poszły latarki.
Dla niektórych z nas była to pierwsza (a dla oczu innych bolesna) konfrontacja z tak zaawansowanym technologicznie sprzętem. Jednak po oswojeniu się z latarkami było już tylko lepiej. Czerwony szlak razem z księdzem prowadził „przed siebie”. Droga prowadziła przez las, z rzadka tylko mijając sympatyczne piaszczyste górki, na których ilość decybeli w przedziwny sposób stawała się odwrotnie proporcjonalna do ilości piasku oraz wysokości pagórka... Od czasu do czasu miały też miejsce postoje, w fachowej nomenklaturze nazywane „dłuższymi pięcioma minutami”. Podczas nich mogliśmy podziwiać niezliczone, doskonale widoczne konstelacje lub po prostu odpoczywać w trawie. Ani się obejrzeliśmy (nie musieliśmy, słychać było, że nikt się nie zgubił), a skończyła się noc i dotarliśmy do Górecka Kościelnego. Tak skutecznie jak wtedy w autokarze nie udało się nas uciszyć nigdy. Ale jak tu mówić, kiedy się śpi?