Długi czerwcowy weekend to idealna okazja by rzucić wszystko i wyjechać w… Pieniny. Jako że do opuszczenia murów szkoły nie trzeba nas długo zachęcać, ochoczo przystaliśmy na takową propozycję i udaliśmy się do Krościenka.
Pierwszy dzień górskiej wędrówki obejmował znany nam już skądinąd Turbacz, a następnie Groniki oraz zejście do Obidowej. Podczas ostatniej z tych aktywności lekko zmokliśmy, ale czyż skosztowanie smaku prawdziwej turystyki nie było tego warte? Po powrocie wysiłki, jakie włożyliśmy w starcie z „wyewoluowaną formą wycieczki”, zostały nagrodzone kolacją, Eucharystią oraz, a jakże, krótkim turniejem gier planszowych.
Drugiego dnia pogoda zgodnie z naszą modlitwą była… właściwa. Zapomnieliśmy bowiem sprecyzować, do jakich celów miałaby ona być właściwa. Tym sposobem z początku nadawała się do popijania herbaty i (bez tego nie bylibyśmy sobą) stawania w planszówkowych szrankach. Z czasem jednak pogoda okazała się właściwa również do wędrówki na Wysoką, Durbaszkę, a nawet Szafranówkę. A że dzień wcześniej ustaliliśmy, iż nasze wyjazdy to już nie wycieczki, a turystyka, w sobotnie popołudnie nadszedł czas na błotny survival.
Ostatni dzień w Pieninach otworzył przed nami kolejne możliwości. Niedziela zdecydowanie poświęcona była faunie, florze i krajoznawstwu. Podziwiając widoki z Trzech Koron oraz Sokolicy, nie zapomnieliśmy o pamiątkowym zdjęciu z najsłynniejszą sosną, modlitwie przy kapliczce świętej Kingi czy obserwacji zmagań ślimaka z ogromną przepaścią. Można by jeszcze długo opowiadać o przeżytych przez nas przygodach i poznanych powiedzonkach, jednak wyznajemy zasadę, że poezja, zwłaszcza ta z przymrużeniem oka, przemawia silniej niż „mędrca szkiełko i oko”. Dlatego też oddajemy głos naszym biskupiackim artystom – Zuzi i Tomkowi, których teksty z całą pewnością niedługo pojawią się na maturze z języka polskiego.
Droga
O Boże drogi
Bolą mnie nogi
Mam dość tej drogi
Chcę zapaść w sen błogi
Jednak los srogi
Skazuje me nogi
Na wieczne katusze
I dalej iść muszę