Aby tradycji stało się zadość, jak co roku, andrzejki spędziliśmy w Kiełczewicach. I choć świętowaliśmy je z lekkim (zaledwie dwutygodniowym) wyprzedzeniem, trzeba przyznać, że zabawa była przednia. Już od progu powitały nas mieszkanki oraz żywiołowa, odpowiednia na tę okazję, muzyka disco polo. Tak, tego dnia niewątpliwie wielu z nas odkryło w sobie wewnętrznych tancerzy, a przy niektórych co bardziej skocznych utworach – także wokalistów. Po jakimś czasie, kiedy poziom produkowanych przez nas decybeli osiągnął apogeum, podjęto decyzję o poczęstunku.
Wtedy to, pałaszując zgodnie pączki, odbyliśmy krótką debatę na temat zdrowej żywności i wypiliśmy nieco cieszącej się popularnością coli. Kiedy każdy pomógł już spełnić się altruistycznie osobie, która tę colę nalewała, nadszedł czas na rozmaite konkursy i wróżby. Jakiś czas później, po kilku godzinach wspaniałej zabawy, niestety, już nie pociągiem, ale busem wróciliśmy do Lublina.