Siódmego listopada rozpoczęliśmy naszą wycieczkę w Beskid Sądecki. Sprawdzona metoda księdza Grzegorza R. na to, „co by nam się wszystko udało” (2 dziesiątki różańca) znów zadziałała.
A było to tak: w piątek, kiedy normalni ludzie opuścili szkołę, zebraliśmy się tam i ruszyliśmy do Piwnicznej Zdrój. Następnego dnia, rano, wyszliśmy na szlak. Zaszczytny tytuł „pierwszego podejścia” zdobyła trasa wiodąca przez Diabli Garnek, na Przehybę. W przehybiańskim schronisku pochłonęliśmy znaczną część naszych zapasów i ruszyliśmy w stronę Dzwonkówki. Podczas podróży mieliśmy okazję przekonać się, jak czuli się bohaterowie „Psa Baskerville’ów” czy powieści Stephena Kinga. W tej niezwykłej, mglistej aurze dotarliśmy do Tylmanowej. Stamtąd bus zabrał nas na Eucharystię oraz do sklepu, gdzie mogliśmy uzupełnić wiktuały.
Trzeciego dnia naszej przygody ponownie wyruszyliśmy z Rytra. Tym razem skierowaliśmy się w stronę Hali Pisanej i pokonaliśmy malowniczą trasę do Hali Łabowskiej. Mając trochę czasu, postanowiliśmy zrobić tam dłuższy postój. Jedni spali, inni zjednywali sobie kocie serca mielonką, a jeszcze inni robili temu zdjęcia. Dzień uwieńczyło zdobycie Runka i Jaworzyny oraz nocne zejście przy świetle latarek. Po niedzielnej mszy świętej postanowiliśmy uczcić ostatnią noc w Piwnicznej zgodnie z tradycjami... Kiedy po kilku godzinach księdzu udało się nakłonić nas do porzucenia gier planszowych, udaliśmy się na spoczynek.
W poniedziałek okrutna pora pobudki przypomniała nam o nieuchronnie zbliżającym się powrocie do szkoły. Dzień rozpoczęliśmy Eucharystią. Podczas ostatniej wędrówki postanowiliśmy oszczędzać siły (i czas), toteż jako wytrawni piechurzy pojechaliśmy busem niemalże do Obidzy. Stamtąd, brodząc w liściach, wspięliśmy się na znany już niektórym z nas Wielki Rogacz. Kolejnym punktem, do którego prowadził nas szlak, była Radziejowa. Tam znajdowała się 30-metrowa wieża widokowa. Mając wprawę dzięki schodom w Biskupiaku, sprawnie wspięliśmy się po stromym podejściu na jej wierzchołek i podziwialiśmy panoramę na Tatry oraz Beskid. Potem ponownie odwiedziliśmy Przehybę i skierowaliśmy się w stronę Zgrzypów. Zejście do Wyżnej, na którym odkryliśmy, po co są oznaczenia szlaków, umilały nam klasy drugie, zapoznając nas z hitem „Hej, Zuzanno”. Następnie śpiąc (niemalże w ciszy), przyjechaliśmy pod szkołę. Kto nigdy nie był z nami w górach, ten ma czego żałować.
Dorota