W pewne czwartkowe popołudnie „Szesnastu wspaniałych” zebrało się przed zacnym budynkiem pewnej lubelskiej szkoły (dla ułatwienia dodam, że nie był to Staszic). Jako że nie był to również zwyczajny czwartek, tylko Boże Ciało, w spotkaniu zamiast podręczników wzięły udział plecaki i inne akcesoria potrzebne do górskich wędrówek (takie jak kabanosy). Jak łatwo się domyślić, naszych alpinistycznych zapędów nie zaspokoiło tym razem piąte piętro i wyruszyliśmy na podbój Beskidu Wyspowego.
Ponieważ spanie w samym Beskidzie nie jest najlepszym pomysłem, naszą bazą wypadową stał się Lubomierz. Stamtąd pierwszego dnia ruszyliśmy w kierunku Mogielicy i Łopienia. Szczyty ich pełne były niespodzianek takich jak wieża widokowa i opowieść o zbójcach, którzy, gdyby wierzyć przewodnikowi księdza Grzegorza, zakopali skarb niemalże pod każdym krzakiem Beskidów. Choć krzaków nie brakowało, złota, niestety, nie udało się nam odnaleźć. Tymczasem jednak zadowoliliśmy się pierogami z lokalnych jagód.
Dnia drugiego do kolekcji zdobytych gór udało nam się dodać Ćwilin i Śnieżnicę, której szczyt znajdował się tuż za tamtym drzewem. Kiedy pięćdziesiąte czwarte „tamto drzewo” okazało się być tym ostatnim… Wysłuchaliśmy tradycyjnej opowieści o zbójcach i ruszyliśmy w stronę Tymbarka. Wieczorem, popijając soki, stanęliśmy jak co dzień w planszówkowe szranki.
Dzień ostatni zaczął się wczesnym rankiem. Naszym zdaniem, nieco zbyt wczesnym, ale czego się nie robi dla wizyty w lubomierskiej świątyni? Po niedzielnej Eucharystii ponownie ruszyliśmy na szlak. Pech chciał, że „pod”, a nawet „na” mijanym przez nas Grunwaldzie tego dnia nie odbywała się akurat żadna bitwa. Jednak jakoś się z tym pogodziliśmy i rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę Kudłonia. Po drodze, dzięki niezwykłej spostrzegawczości naszych koleżanek, mieliśmy okazję postawić stopy również na szczycie o wdzięcznej nazwie Pustak. Ku naszej rozpaczy, nie uświadczyliśmy tam żadnej historii o zbójcach, ale niesamowita panorama rozciągająca na Tatry i Beskidy zrekompensowała w jakimś stopniu poniesione przez nas straty beletrystyczne. Cóż, wygląda na to, że za rok będziemy musieli tu wrócić z wydanym przez nas nowym przewodnikiem i historią skarbu, który kryje się obok szczytu Pustaka, gdzieś za tamtym drzewem…